czwartek, 16 lipca 2015

Sekai

Ziewał bezwstydnie otwierając usta. Rozsiadł się wygodniej na krześle patrząc, jak nauczyciel pisze równanie, które większość klasy notowała w zeszycie. Na szczęście siedział sam w ostatniej ławce, więc rzadko był zauważany przez pana Lee. W drugim rzędzie zaraz, obok niego, Kai spał znudzony monologiem matematyka. Wyglądał nawet słodko, choć obślinił się.


Przeskakiwał stopnie próbując dostać się do mieszkania, które dzielił z matką. Na szczęście lekcje skończyły się a on mógł odetchnąć od nudnych monologów nauczycieli, zadań oraz siedzenia w ławce przez 7 godzin. Osoba taka, jak Sehun ledwo znosiła niewygody w szkole, ponieważ nie był przyzwyczajony do przebywania w jednym miejscu bezruchu. Katorga dla młodego organizmu pełnego energii.
Jedynym elementem, który pozwalał mu przetrwać w szkole, był jego przyjaciel Kai. Spędzali ze sobą wszystkie przerwy wydurniając się i żartując, a gdy była piękna pogoda, zrywali się z lekcji łażąc bez celu po Seulu. Potem w domu czekała go awantura z matką. Wiadomo, że żaden rodzic nie byłby zadowolony z takiego zachowania swoich dzieci, ale Sehun miał to w dupie, jak wszystkie inne cenne uwagi rodzicielki.
Wszedł do domu witając się z matką i poszedł do swojego małego pokoju, gdzie rozebrał elegancką koszulkę zastępując ją rozciągniętym t-shirtem. Czarne spodnie znalazły się na podłodze. Wciągnął przedarte jeansy szukając swojej ulubionej czapki, która w sumie kiedyś należała do Jongina. Gdy znalazła się na głowie był gotowy do wyjścia.
- Sehun, obiad! – Zawołała matka patrząc, jak jej jedyny syn wychodzi z mieszkania ignorując ją całkowicie. – Sehun!
On już dawno zamykał drzwi od kamienicy sięgając to tylniej kieszeni, gdzie miał paczkę papierosów. Nie zostało mu dużo od wczorajszego dnia, ale liczył, że Kai się podzieli. W końcu nie był egoistą. Na niego zawsze mógł liczyć. Zwłaszcza w tych sprawach.
Jego celem było stare boisko do koszykówki mieszczące się pomiędzy dwoma budynkami. Kosze były powyginane, ściany oszpecone wulgarnymi słowami a podłoże zniszczone przez deszcze. Pomimo tylu wad Sehun kochał to miejsce. Nigdzie nie czuł się tak dobrze, jak tutaj wśród swoich przyjaciół. Kai, Kris, Chanyeol, Luhan i Lay czekali odbijając pomiędzy sobą piłkę. Znaczek Nike dawno się starł.
Podział na drużyny zawsze był taki sam. On grał z Jonginem i Layem na pozostałych. Przez bite trzy godziny latali po boisku wymieniając celne podania oraz trafiali do kosza. Tylko przez pierwsze chwile liczyły się punkty, bo potem grali dla czystej frajdy.
Zmęczeni siadali pod ścianą i palili papierosy. Tematy same przychodziły. Czasem były cholernie durne.
- Pani od biologii czy chemii? – Zapytał Lay patrząc wyczekująco na Lulu, który na myśl o starych pannach skrzywił się.
- Od chemii, choć pewnie miałbym zjebane koszmary po tym. – Zaśmiał się. – Kris teraz ty. Tao czy Tao?
- Spierdalaj. – Warknął blondyn rzucając go piłką. – Nie twoja sprawa!
- Czyli Tao. – Stwierdził Channie wymownie. – Kai, miłość czy przyjaźń?
- Przyjaźń. – Odpowiedział, a jego wzrok powędrował w stronę Sehuna. – Dziewczyny czy chłopacy?
- Chłopacy. – Mruknął nie przerywając kontaktu wzrokowego z przyjacielem. -  W windzie czy w samochodzie?
- Tutaj! – Zaśmiał się Kai i rzucił się na Sehuna przewracając go do tyłu. Przez kilka minut szarpali się, a towarzyszył temu śmiech oraz wyzwiska z ust przyjaciół, którzy nie szczędzili sobie dwójki tarzających się chłopaków.
Po chwili zmachani usiedli obok siebie. Ich twarze były czerwone od wysiłku. Choć Sehun miał wrażenie, że rumieńce na policzkach powstały od niekontrolowanych, przypadkowych ruchów Jongina wzdłuż jego ciała. Dla niego miało to głębokie znaczenie.
Dopiero o północy rozstał się z przyjaciółmi wracając do domu. Matka dawno spała, by jutro nie spóźnić się do pracy, a on odgrzewał sobie obiad.

Ziewał bezwstydnie otwierając usta. Rozsiadł się wygodniej na krześle patrząc, jak nauczyciel pisze równanie, które większość klasy notowała w zeszycie. Na szczęście siedział sam w ostatniej ławce, więc rzadko był zauważany przez pana Lee. W drugim rzędzie zaraz, obok niego, Kai spał znudzony monologiem matematyka. Wyglądał nawet słodko, choć obślinił się.
Sehun parsknął się śmiechem, co zainteresowało nauczyciela. Pochylił się nad zeszytem, żeby nie wzbudzać zainteresowania swoją osobą. Gdy tylko mężczyzna odwrócił się, Sehun wyrwał kartkę i zaczął robić malutkie kulki. W odpowiednich momentach rzucał w stronę przyjaciela próbując trafić mu prosto w rozchylone wargi. Dwa razy mu się udało.
- Oh! Przestań się wydurniać i skup się na lekcji! – Warknął nauczyciel.
- Dobrze. – Mruknął uśmiechając się niewinnie.
Matematyk wrócił do lekcji. Sehun przez moment zachowywał się spokojnie, ale znudzony przeniósł wzrok na Jogina, który z obrzydzeniem wyciągał papierowe kulki. Z trudem powstrzymał atak śmiechu na widok miny przyjaciela. Oberwie mu się za to później.
Kai spojrzał na niego morderczym wzrokiem, co jeszcze bardziej go rozbawiło. Zakrył twarz rękoma. Jeśli kolejny raz nauczyciel zwróci mu uwagę to zostanie po lekcjach. Wolał nie marnować swojego czasu na takie durnowate rzeczy, bo mógł wtedy poszlajać się po Seulu z Jonginem albo resztą ich paczki. Choć osobiście wolał być sam na sam z Kaiem.
 Wziął głęboki oddech i uśmiechnął się do przyjaciela. Jongin przygryzł wargę i napisał coś na końcu zeszytu, a potem pokazał mu treść lubieżnie oblizując usta. Słowo pieprzyć rozbawiło go, ale przygryzając język zmusił się do powagi. Skoro chciał tak z nim pogrywać to chętnie przyjmuje wyzwanie.
Odwrócił swój na wpół wydarty już zeszyt, gdzie może miał zapisaną jedną lekcję, i zawzięcie gryzmolił kilka słów, by potem odsłonić je przed Kaiem. W jego wykonaniu pieprzyć było poezją, więc to Jongin poległ. Zaśmiał się na tyle głośno, że matematyk od razu na niego spojrzał poirytowany.
- Kim Jongin! – Syknął, a wspomniany uczeń wstał. – Zostajesz po lekcjach!
- Ale… - Jęknął.
- Nie obchodzi mnie to!
Rozmowa ewidentnie była zakończona. Kai usiadł nie chcąc pogarszać swojej sytuacji. Sehun uśmiechał się zadowolony aż do dzwonka. Gdy znaleźli się na korytarzu Jongin zaczął go łaskotać w akcie zemsty, co było niezwykle urocze. Sehun zarumienił się. Od teraz częste zjawisko w obecności przyjaciela.
Wyszli z budynku kierując się za salę gimnastyczną, gdzie mogli palić. Jongin wyciągnął paczkę częstując Sehuna. Blondyn zanotował sobie, że jutro jest jego kolei. Będzie musiał dziś wziąć z portfela mamy kilka banknotów, bo jego kieszonkowe dawno się wyczerpało z wiadomych powodów.
- Poczekać za tobą? – Zapytał Sehun wypuszczając kłębek dymu.
- Walę to! Nie idę. – Stwierdził Kai. – Pójdziemy na bubble tea.
- Okay. Tylko potem nie narzekaj, że masz problemy z babcią.
- Wcisnę jej jakiś kit. Uwierzy! Poza tym spędzanie czasu z tobą jest moim priorytetem życiowym, którego nie mogę zaniedbać, Hunnie.
Może był to zwykły żart, a może Jongin mówił to szczerze. Sehun jeszcze nigdy nie był w takim stanie. Miał ochotę rzucić się na Kaia i mocno wtulić się w jego znoszony t-shirt. A z drugiej strony był onieśmielony tym dwuznacznym wyznaniem. Nawet nie wiedział, dlaczego jego serce zaczęło tak szybko bić.
Ostatnie dwie godziny szybko im minęły. Oczywiście nie obeszło się bez szaleńczej ucieczki przed krzyczącym matematykiem. Jednak żaden z nich nie miał zamiaru spełnić jego rozkazu. Wybiegli z szkoły zatrzymując się dopiero, gdy poczuli się bezpiecznie. Zmachani oparli się o drzewo. Szeroki uśmiech nie schodził im z twarzy.
- Chcę nagrodę. Wygrałem z tobą. – Odezwał się Sehun. – Nie wymigasz się.
- Dobra. Co chcesz? – Zgodził się Kai stając naprzeciwko niego.
- Nie wiem. Zaraz coś wymyślę.
Jongin oparł jedną rękę obok głowy Sehuna i pochylił się nad nim. Blondyn mógł poczuć jego ciepły oddech na policzku. Myślał, że zaraz zemdleje z natłoku emocji mieszających się w jego organizmie. Jednak prawdziwy szok opętał jego ciało, gdy Kai musnął delikatnie jego wargi.
Pierwszy pocałunek miał smak dymu, ale był przesłodki. Był w chuj zajebisty!